W jednej z poprzednich notatek na tle prac nad projektem ustawy restrukturyzującej sprawę kredytów walutowych (Sugestia dla Prezydenta dotycząca tzw. kredytów walutowych) zwracałem uwagę zespołowi ekspertów w Kancelarii Prezydenta, aby zmodyfikowano terminologię, skoro kredyty „frankowiczów” w istocie były kredytami udzielonymi w złotych.
Po wczorajszej lekturze internetowej wersji dziennika „Rzeczpospolita” i artykułu pt. „Odpuśćmy sobie ustawę frankową” tę samą sugestię kieruję do jego Autora. Autor artykułu, Krzysztof Adam Kowalczyk, pisze o teoretycznej możliwości przyjęcia zbyt daleko idącej ustawy niwelującej „skutki zadłużenia w obcej walucie” oraz pochyleniu się z troską nad losem „tych, którzy postawili na kredyt w złej walucie”.
Problem polega na tym, że umowy, które kredytobiorcy nadsyłają mi do oceny, zawierają postanowienia, które wprost mówią o zadłużeniu w walucie polskiej, przykłady tylko z ostatnich dwóch dni:
„Kwota udzielonego kredytu: xxx.xxx,xx złotych”
„Bank udziela Kredytobiorcy Kredytu w kwocie yyy.yyy,yy złotych polskich [!] indeksowanego kursem CHF [?]”
„Kwota Kredytu : zzz.zzz,zz PLN (słownie: … złotych zero groszy) indeksowana do Euro”
Nie wykluczam, że skutki przyjęcia „ustawy frankowej” mogą być nie do udźwignięcia dla Skarbu Państwa (który należy odróżnić od „budżetu państwa”), i być może „frankowicze” rzeczywiście popełnili jakieś błędy, ale budzi mój sprzeciw stosowanie terminologii nieadekwatnej do zagadnienia.
Mam nadzieję, że nazwanie rzeczy właściwym terminem ułatwi przyjęcie ustawy korzystnej dla frankowiczów i jednocześnie możliwej do sfinansowania przez Skarb Państwa lub banki, począwszy od tego, że odpada konieczność „przewalutowania”, bo przecież nie trzeba przewalutowywać na złote („dobrą walutę”) kredytu udzielonego w złotych?
{ 0 komentarze… dodaj teraz swój }